Kilka dni później ponownie pojawił się pod bramą mojej pracy. Nie mogłam przyjąć go tak radośnie. Od razu powiedziałam mu, żeby więcej nie przychodził i że to się nigdy nie uda.
Mam dzieci i muszę je karmić, a nie rozpraszać się miłością.
Jego odpowiedź wprawiła mnie w osłupienie:
- A ty się nie rozpraszaj, tylko kochaj, a dzieci sam nakarmię. Dwójkę, trójkę i czwórkę, jeśli mnie urodzisz.
Powiedzieć, że byłam zszokowana, to mało. To było aroganckie i bardzo aroganckie… Nie mogłam wtedy zaakceptować jego propozycji, nie wierzyłam w to.
Nie ma czegoś takiego jak kobieta rozwiedziona z mężem, nie została zniesławiona na całe miasto, a potem znalazła miłość. To bajka.