Majorik, około dwudziestoletni, siedział na ławce na komisariacie z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Był pewien, że jego zatrzymanie to tylko irytująca drobnostka, która wkrótce zostanie rozwiązana.
Nie przejmował się współlokatorami z celi i postanowił pokazać swoją „ważność”. „Kiedy dowiesz się, czyim jestem synem, przeprosisz” – powiedział radośnie funkcjonariuszowi siedzącemu przy stole. Młody człowiek był pewien, że wszystko skończy się jak zawsze: telefon od ojca — i był wolny.
Policjant, który widział już takie „złote dzieci”, rzucił mu tylko zmęczone spojrzenie i kontynuował wypełnianie papierów. Major jednak nie poddawał się. Był w centrum uwagi i to go tylko bawiło. W dalszym ciągu wyśmiewał się, będąc całkowicie przekonany o swojej uczciwości. „To wszystko szybko się skończy, kiedy przyjedzie mój tata” – dodał z uśmiechem.
W tej chwili drzwi komisariatu otworzyły się, a w progu pojawił się mężczyzna, którego nikt z obecnych, łącznie z samym majorem, nie spodziewał się zobaczyć. Na wydział wszedł jego ojciec, duży, surowy mężczyzna o wojskowej budowie. Z wyrazu jego twarzy jasno wynikało, że wcale nie był szczęśliwy, że tu jest. Funkcjonariusze, rozpoznawszy go, natychmiast wstali i umilkli.
Majorik zbladł, gdy zobaczył ojca. Jego zadowolony uśmiech zniknął tak szybko, jak pewność siebie w jego słowach. Ojciec powoli podszedł do niego, jego spojrzenie było ciężkie i przeszywające. „Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie rozczarowałeś” – powiedział cicho, ale stanowczo, patrząc na syna. Funkcjonariusze przyglądali się tej scenie ze zdziwieniem i zainteresowaniem, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.