Znów stanęli przed tym samym ołtarzem. Ból sięga do głębi. To ostatnie pożegnanie Patrycji i Łukasza

Wejście do kościoła w Chotomowie (woj. mazowieckie) utonęło w białych kwiatach. Świątynia wypełniła się po brzegi. Tłumy zgromadziły się również przed kościołem. To ostatnie pożegnanie Patrycji i Łukasza. Tak bolesne i nie w czas. Duchowny podczas kazania wspomniał o swoistego rodzaju klamrze, sięgając do zdarzeń z 2018 r. Młodzi małżonkowie utonęli, ratując swoją ukochaną córeczkę Zuzię.

W tę ostatnią podróż Patrycja i Łukasz ruszyli razem. Tak niespodziewanie. Za wcześnie. Osierocając ukochaną córeczkę Zuzię. W kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chotomowie odbył się pogrzeb młodych małżonków.

Chotomów. Pogrzeb Patrycji i Łukasza
To trudne i bolesne rozstanie. Ciężko żegnać kogoś, kto miał przed sobą całe życie. A tak właśnie było w przypadku Patrycji i Łukasza. Urodziła im się córeczka. Tworzyli szczęśliwą rodzinę. Zawsze skorzy do pomocy. I to wszystko tak nagle przekreśliła śmierć.

Przed laty ślubowali sobie miłość i wierność. A teraz przed tym samym ołtarzem stanęły ich trumny…

Myślę, że wiele z osób tutaj obecnych również było w naszym kościele pod koniec lipca 2018 r. Wtedy tutaj, pod tym ołtarzem, Patrycja i Łukasz składali sobie przysięgę małżeńską. Mówili sobie te słowa, że zawsze, że nie opuszczę, że aż do śmierci. To był dla wszystkich bardzo radosny i piękny dzień. A pod koniec lipca tego roku zupełnie inna sytuacja. Smutek, łzy, ból, cierpienie dla bliskich, bo ta tragedia bez wątpienia poruszyła każdego

– mówił duchowny podczas kazania. Wskazywał na swoistego rodzaju klamrę, jakże tragiczną dla małżonków.

Podczas wypoczynku na Mazurach zimne wody jeziora stały się grobem dla Patrycji i Łukasza. Ksiądz podkreślał, że nie należy pytać, dlaczego małżonkowie rzucili się na pomoc dziecku. Bo to naturalne, że rodzice chcieli uratować swoją córeczkę. – Chcieli uratować życie. To był odruch. Czy może być coś bardziej szlachetnego? – zastanawiał się duchowny. Jak podkreślał, rodzice zetknęli się z żywiołem, który jest «nieobliczalny, nieprzewidywalny». – Nikt nie może się czuć bezpiecznie – dodał.

Podczas kazania wybrzmiały słowa o gwałtowności tej śmierci.

Z ogromną gwałtownością tej śmierci to wydarzenie uświadamia nam, że nie znamy dnia, ni godziny. I nikt nie może się czuć tak pewnie i mocno, bo widzimy, jak łatwo ludzkie życie w pełni sił, rozkwitające może zostać zniszczone i się zakończyć

– podkreślał kapłan.

– Życie ludzkie zmienia się, ale się nie kończy – zaznaczał. To właśnie wiara ma przynieść cierpiącej rodzinie ukojenie i nadać sens tej śmierci.

Nie zabrakło słów o życzliwości i chęci niesienia pomocy przez małżonków. – Oni już teraz nie przyjdą z pomocy. Teraz my możemy im przyjść z pomocą. Możemy im pomóc modlitwą – podkreślił. Jak dodał, ostatnie przesłanie małżonków to: bądźcie gotowi, blisko Pana i zjednoczeni z Nim.

Sądzę, że do zmarłych można powiedzieć, że w tych dobrych zawodach wystąpili, ale też już i bieg ukończyli. Dla nich Pan odłożył ten wieniec sprawiedliwości

– nawiązał duchowny do słów Ewangelii.

Po mszy kondukt żałobny wyruszył w stronę cmentarza, gdzie trumny zostaną złożone do wspólnej mogiły.

Tragedia na Mazurach. Rodzice utonęli, ratując córkę
Tragedia rozegrała się we wtorkowe południe, 30 lipca, na Jeziorze Mikołajskim na Mazurach. Z łódki, którą pływała rodzina spod Warszawy, wypadła ich córeczka, czteroletnia Zuzia. Rodzice, Patrycja i Łukasz, ruszyli maleństwu na pomoc i wskoczyli do wody.

Mała Zuzanna miała na sobie kapok. Została wyłowiona przez przepływających nieopodal żeglarzy. Jej rodziców pochłonęła głębina. Ich ciała wydobyto z zimnej toni następnego dnia. Spoczywały na głębokości ok. 11 m i odległości ok. 500 m od brzegu.

Kiedy trwały poszukiwania, na policję zadzwonił ojciec Patrycji. Gdy usłyszał o tragedii, zrozumiał, że to może chodzić o jego rodzinę. Straszne przypuszczenia potwierdziły się. To on odebrał osieroconą Zuzię ze szpitala.

– Mężczyzna zgłosił oficjalnie zaginięcie córki i jej męża. Przekazał, że córka mówiła mu, że wybiera się z rodziną na Mazury – relacjonowała «Faktowi» mł. asp. Paulina Karo z Komendy Powiatowej Policji w Mrągowie.

W sprawie tragedii wszczęto śledztwo. Prowadzi je Prokuratura Okręgowa w Olsztynie. Postępowanie toczy się w kierunku spowodowania śmiertelnego wypadku w ruchu wodnym. Śledczy nie wykluczają żadnej z hipotez dotyczących zdarzenia.

To tą łódką płynęła rodzina spod Warszawy. One zostały na niej. Przejmujący obraz

«Tacy byli wspaniali!» Patrycja i Łukasz zostaną pochowani razem. Zginęli, ratując córeczkę

Kim byli rodzice Zuzi?
Para mieszkała w Chotomowie pod Warszawą. Patrycja razem z mamą i siostrą prowadziła w pobliskim Legionowie salon kosmetyczny. Łukasz pracował jako doradca techniczny u jednego z operatorów komórkowych. Był też zapalonym sportowcem. Łukasz był wielokrotnym Mistrzem Polski w trójboju siłowym oraz wyciskaniu sztangi.

Wiadomo też, że rodzina nie pierwszy raz odpoczywała na Mazurach. W ubiegłym roku także się wybrali na mazurskie jeziora. Z tego wyjazdu już nie wrócili…

Oni widzieli tragedię na Jeziorze Mikołajskim. Prokuratura rozważa dwie kwestie

Tragedia na Jeziorze Mikołajskim to pewien symbol. Śmierć obojga rodziców podwyższyła straszne mazurskie statystyki z tego roku

Białe kwiaty wypełniły świątynię. Ból sięga do głębi. To ostatnie pożegnanie Patrycji i Łukasza.

Żałobnicy na pogrzebie Patrycji i Łukasza.

Łódka, którą płynęła rodzina spod Warszawy.

Pogrzeb małżonków.

Kościół w Chotomowie.

Pogrzeb pary.

Poszukiwania pary trwały ponad dobę.

Poszukiwania na Jeziorze Mikołajskim.

Patrycja i Łukasz.

Ciała Patrycji i Łukasza spoczną w jednym grobie.

Chotomów. Ostatnia droga małżonków.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *