Swietłana zawsze odczuwała chłodne nastawienie teściowej, ale nigdy nie sądziła, że jej rady będą miały taki wpływ na jej męża.
Kiedy stan zdrowia Swietłany pogorszył się, teściowa przekonała syna, by zabrał ją do odległej wioski, z dala od miasta. „Tam będzie jej lepiej, będzie miała czyste powietrze i ciszę”, nalegała.
Jej mąż, nie zastanawiając się długo, poszedł za jej radą. Wybrał domek na odludziu, z dala od ludzi i bez żalu zostawił tam żonę, mając nadzieję, że wiejskie życie zrobi swoje.
Pierwsze dni były dla Swietłany udręką: samotność i ból wydawały się nie do zniesienia. Dom był stary, prawie się rozpadał, a wokół panowała ciemność. W nocy wydawało się, że ktoś chodzi za oknem, szelest i dziwne odgłosy sprawiały, że była spięta, ale przypisywała to swojej wyobraźni i lękom.
Pewnej nocy, gdy Swietłana już prawie zasypiała, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Przerażona, nie odważyła się otworzyć od razu, ale pukanie powtórzyło się. W końcu, zbierając siły, podeszła do drzwi. Na progu stał starszy mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziała. Był ubrany w staromodne szaty i trzymał małą latarnię.