Sofia stanęła przed lustrem. Szczupła, niemal przezroczysta postać, wyglądająca bardziej jak nastolatka niż kobieta. Stała przed lustrem w piżamie i delektowała się wyrazem twarzy swojego kochanka. David był od niej starszy o ponad dziesięć lat, ale to jej nie przeszkadzało. David sam podziwiał swoją młodą kochankę i zastanawiał się, jak tak piękna kobieta mogła się w nim zakochać. Był nią oczarowany i zrobiłby dla niej wszystko. Sophia wiedziała o tym i wykorzystała to, uśmiechając się do niego przebiegle. Odwróciła się gwałtownie i przytuliła do niego jak kot. Położyła ręce na jego biodrach i spojrzała w jego puste, bezlitosne szare oczy.
- Kiedy zamierzasz się rozwieść? Powiedziałeś, że rozwiedziesz się na wiosnę, a jest już prawie lato — powiedziała stanowczo — Jeśli się rozwiodę, będę musiała płacić alimenty. Będę musiała znaleźć inną pracę z niższą oficjalną pensją, więc będą płacić mniej. Pobierze ode mnie trzy funty, zobaczysz — powiedział David, czując, jak wzbiera w nim złość. Bardzo chciał rozwodu, ale nie mógł pozwolić odejść żonie i dzieciom, bo wiedział, ile pieniędzy nigdzie nie trafia. Nie mógł jednak stracić urody.Boisz się? Zastępuję ci lotnisko? Słuchaj, jeśli się ze mną nie rozwiedziesz, odejdę! Wiesz co… Sofia odpowiedziała dość ostro, jej usta zacisnęły się dziecinnie. Wysunęła się i wróciła do lustra. Dziewczyna wyszła z pokoju, a z kuchni dobiegło kliknięcie włączanego ekspresu do kawy. David wstał i usiadł, opierając tłustą twarz na grubych dłoniach. Brakowało mu słów i nie wiedział, co robić.
Inger była zajęta w kuchni. Właśnie wróciła z pracy i zabrała dziecko ze żłobka. Rozpaczliwy płacz dziecka rozległ się w salonie. Kobieta natychmiast wyrzuciła szmatę, którą wycierała ręce, i poszła do syna, który wpadał w złość, ponieważ nie podobał mu się dom, który zbudowała z klocków. Trzy pochodnie były w pełnym rozkwicie.